Małe miasteczko pełne
dziwnych wydarzeń, do którego wprowadza się nowy mieszkaniec.
Stary, mroczny dwór. Tajemniczy majordomus. Krwawa tajemnica sprzed
lat. To wszystko w połączeniu daje bardzo mało oryginalny pomysł
na horror. Mimo tego, że owe motywy są wykorzystywane nader często,
sprawny pisarz potrafi wyciągnąć z nich coś, co sprawi, że
czytelnicy poczują zainteresowanie oraz strach. Lubię czytać o
starych, może nawet nawiedzonych domach, więc z chęcią sięgnęłam
po powieść Zajazd autorstwa Sebastiana Kossaka, która łączy
wszystkie wymienione przeze mnie motywy. Mój wielki entuzjazm szybko
jednak prysnął, a dotarcie do ostatnich stron powieści było swego
rodzaju męczarnią.
Głównym bohaterem
Zajazdu jest niejaki Rafał Kollyber – młody policjant,
który przeprowadza się do Kruszyny. Rozpoczyna pracę w miejscowej
komendzie policji – musi rozwiązać sprawę zagadkowej śmierci
swojego poprzednika – nadkomisarza Smolla. Mieszka w zajeździe,
który mieści się w starym pałacu rodu Denhoffów. Już od
pierwszego dnia jego pobytu w tej mieścinie zaczynają się dziać
dziwne rzeczy...Silniki samochodów gasną, a mrok czający się w
oknach zabytkowego pałacu zdaje się wsysać ludzi.
Brzmi nieźle, prawda?
Tylko brzmi, bo rzeczywistość jest...marna. Problem tkwi przede
wszystkim w fabule. Autor powiązał ze sobą wątek grozy wraz z, tu
zacytuję zdanie zapożyczone z opisu wydawcy, „medytacją nad kondycją
współczesnego człowieka, jego seksualnością i miejscem we
wszechświecie”. Znów – brzmi nieźle, ale w rzeczywistości
poruszany jest przez cały czas problem owej seksualności.
Pedofilia, delikatny zarys nekrofilii, związki homo i
heteroseksualne – wszystko to można znaleźć na czterystu kartach
tej powieści. Elementy grozy w wielu przypadkach są połączone z
opisami „erotycznego napięcia”, co kompletnie psuje cały efekt.
Nie dość, że zniesmaczy, to zabije wszelkie odczucia takie jak
strach, niepokój czy zainteresowanie. Co za dużo, to niezdrowo –
nie można pisać w kółko o tym samym. Jazda konna, prysznic,
przesłuchanie – wszystkiemu towarzyszy owe erotyczne napięcie,
opisywane nader dokładnie. Początkowo wydaje się też, że
zupełnie bez powodu – dopiero końcówka wyjaśnia, co z erotyzmem
ma wspólnego dworem Denhoffów. Należy do tego dodać także
mnóstwo mało potrzebnych opisów, takich jak rozważania na temat
naprawy samochodu. Może gdyby autor skupił się na rozwoju wątku
grozy, to powieść dałoby się uratować, ale obecnie, przykro mi
to mówić, po prostu nudzi.
Same elementy horroru też
nie mają się dobrze. Przez pół powieści autor wciąż powtarza
to samo – mrok, wsysająca ciemność, szepty, dziwne zwierzę – a
śledztwo idzie Rafałowi co najmniej niemrawo. Po jakimś czasie
zaczyna się to robić irytujące, bo czytelnicy oczekują
jakichkolwiek postępów – czegoś, co przybliży im zagadkę owej
tajemniczej siły. Dopiero końcówka jest chodź trochę zaskakująca
i bardzo dynamiczna.
Zajazd obfituje
także w bohaterów, których bardzo dobrze znamy w sferze
uczuciowej, bo opisów doznań wszelakich tu niemało. Poza tym
wykształcają się pomiędzy nimi różnorakie, skomplikowane
reakcje (odsyłam do poprzedniego akapitu – nekrofilia, pedofilia,
związki homo i heteroseksualne), które także poznajemy bardzo
dokładnie. I znów na usta ciśnie mi się uwaga – co za dużo, to
niezdrowo. Pani psycholog i seksuolożka – Narnia – oraz jej
pacjentka Nel, to postacie...Na swój sposób osobliwe. I
przesadzone. Rozumiem, że ktoś może mieć problemy psychologiczne
i może to nawet stanowić plus powieści, jeśli nie przyćmiewa to
elementów grozy i śledztwa, nudząc (a później i zniesmaczając).
W przypadku Zajazdu problemy Nel dolewają tylko oliwy do
ognia i jeszcze bardziej odpychają od powieści. Oprócz nich
poznajemy także księdza – oczywiście nie do końca normalnego, z
którym wiążą się kolejne opisy – tym razem rozważania na
temat śmierci i wiary w Boga.
Nie należy zapomnieć o
samym Rafale, naszym głównym bohaterze. Jest zwyczajny na tle
kilkorga innych postaci, ale to akurat stanowi plus. Żadnej choroby
psychicznej, lecz problem z alkoholizmem. Znamy jego przeszłość,
pasje, obawy. Zdecydowanie na plus. Podobnie inni policjanci,
leczniczy – generalnie wiele postaci drugoplanowych i
epizodycznych.
Styl pisania też
pozostawia wiele do życzenia. W powieści często występują
nienaturalne dialogi czy też zachowanie bohaterów. Nie brak tu
niepotrzebnych zdań w nawiasach, błędów interpunkcyjnych oraz
językowych, a także wielu, wielu opisów, które z czasem stają
się coraz nudniejsze. Autor nie potrafi budować napięcia, czy
wciągnąć czytelnika.
Nudny początek z czasem
jednak dość krwawo się rozkręca, co nie oznacza jednak
podwyższenia poziomu książki czy wzrostu zainteresowania. Jeśli
ktoś lubi powieści przesycone do cna erotyzmem (pośrednio opiera
się na nim nawet fabuła) to bardzo proszę – Zajazd na
pewno przypadnie mu do gustu. Erotyzm przyćmiewa tu wszystko, opisy
uczuć także, przez co akcja wlecze się jak ślimak, a dojście do ostatnich stron powieści to droga przez mękę. Jeśli jednak ktoś pragnie przeczytać porządny,
wciągający kryminał to powieść Sebastiana Kossaka go zawiedzie.
Warszawska Firma Wydawnicza
Data wydania:
czerwiec 2012
Liczba stron: 398
Ocena: 3/10
Egzemplarz recenzencki dostałam od Warszawskiej Firny Wydawniczej za co bardzo dziękuję!
7 komentarze:
ostatnio spotkałam się z bardziej pochlebną recenzją tej książki
nad lekturą się zatem jeszcze zastanowię
Nie przeczytam.
Nie sięgnę, na pewno.
Osobiście lubię książki, w których pojawia się erotyzm, ale tutaj to było nużące, to ciągłe napięcie seksualne bohaterów, wieczne wzwody męskiej ich części i tak jak Ty, męczyłam się podczas lektury. Szkoda, ale cóż, bywa i tak ;)
Przyznam że słyszałam raz o tej pozycji i nie zachwyciła mnie szczególnie ;)
Pozdrawiam!
Kolejna mało pochlebna recenzja. Ech, niestety nie mogę obiecać, że sięgnę po dzieło pana Sebastiana. Kto wie, może kiedyś ;)
Mam na tę książkę chęć :)
Prześlij komentarz